TRZYDZIESTKA - Tomasz Żak




Zresztą od samego początku, odkąd się to zaczęło, miał wrażenie, że przeniósł się do alternatywnej rzeczywistości, gdzie bogiem jest grafoman, tworzący fabuły na kolanie.

Po przeczytaniu Trzydziestki można o Tomaszu Żaku powiedzieć wiele, ale na pewno nikt nie posądzi go o grafomanię. Trudno uwierzyć, że ten tytuł jest debiutem, takie rzeczy się nie zdarzają. A raczej nie zdarzały, bo teraz do wydawniczej ruletki dołączył niebanalny i niesamowicie utalentowany autor. 

Między łaciną, a łaciną podwórkową

Nie wiem czy potrafię znaleźć innego autora, który w tak naturalny sposób żongluje słowami zarówno ze słownikowych czeluści jak i klasycznymi podwórkowymi inwektywami. I choć mogłoby się to wydawać oburzające, jestem zachwycona, bo przez to cała historia nabiera autentyczności. Do tego ostre jak brzytwa, ociekające sarkazmem poczucie humoru, nie pozostawia złudzeń - ta książka namiesza i wcale mnie to nie martwi. 

Prowincjonalne bagno

Nic tak nie brudzi butów jak błoto z prowincji. Autor rewelacyjnie bawi się z małomiasteczkowym stereotypem. Z początku założyć można, że przyczynkiem do całej opowieści jest morderstwo, ale tak naprawdę jest ono tylko skutkiem. Czytelnik zostaje wciągnięty w szarą strefę pozagabinetowych decyzji włodarzy. Bo o władzę w mieście idzie i to nie tylko tą oficjalną. Należy więc zadać sobie pytanie, kto jest na tyle zdesperowany, by dosłownie po trupach dążyć do kolokwialnego stołka? Kto pociąga za sznurki, a kto jest tylko dobrze opłacaną marionetką? 

Historia zachwyca również szpalerem rewelacyjnych, autentycznych postaci. Pełna mocnych charakterów wyzwala przeróżne emocje. Najczęściej te skrajne. A najlepszy w tym wszystkim jest fakt, że Tomasz Żak nie bawi się w mydlenie oczu, udawanie, że chodzi o walkę dobra ze złem. W dobitny sposób pokazuje, że każdy, absolutnie każdy z jego bohaterów, porusza się w strefie szarości, każdy ma swoje brudy pochowane głęboko w szafach.

Mam wrażenie, że cała powieść, to konsekwentne wbijanie szpilki w niezbyt chlubne zachowania społeczne. Zaczynając od korupcji, przez seksizm na homofobii kończąc, autor jakby chciał pogrozić palcem i powiedzieć "widzę was, wiem co robicie łobuzy!", zachowując przy tym dość niefrasobliwości, by nie uderzać w moralizatorski ton.

Skoro kryminał, to musi być intryga!

Rozwiązanie zagadki jednak nie jest takie proste, ponieważ zaburzona została chronologia wydarzeń. W krótkich rozdziałach, przeskakujemy pomiędzy wydarzeniami istotnymi dla sprawy. Dezorientuje? Nie, dodaje kolorytu, intryguje i zachęca. Ale najlepszy, moim zdaniem, jest obraz psychologiczny bohaterów, to, co dzieje się w ich głowach... Totalna karuzela.


Gdybym jednak zupełnie nie zachwyciła się warsztatem, fabułą, kreacją bohaterów, co w zasadzie jest niemożliwe, to i tak bym przepadła. Bo jak inaczej, skoro cytują Herberta. Franka Herberta... Złoto!



 






Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty