Dublerka - sztuka na cztery ręce

 

Kiedy spotykacie na swojej drodze nowego człowieka, zakładam, że podchodzicie do niego z rezerwą, sondując czy się polubicie, czy wręcz przeciwnie. Przynajmniej ja tak robię. I połowa społeczeństwa myślę, że też... W każdym razie, nie piejecie z zachwytu, nie rzucacie się na szyję z wielkim love story pod skórą. Nawet jeżeli to przyjaciółka przyjaciółki zachwalana od nie wiadomo kiedy.... 

A jak z książkami? Są książki, które wręcz wrzeszczą z instagramowych zdjęć domagając się uwagi. Wszyscy jak jeden mąż są zakochani, polecają, lajkują, zasypują ochami i achami. Czasami aż skręca...

Ale do meritum. Nie kupiłabym "Dublerki", piszę to z ręką na sercu. Dlaczego? Bo kupowanie książek autorów których nie znam uważam za loterię i jeżeli jakiś szalony chochlik (ponoć szósty zmysł) nie każe mi wyciągnąć ręki w księgarni, najzwyczajniej w świecie tego nie robię. Nawet jeżeli wszyscy mówią, że warto, to przecież ja nie jestem wszyscy i nie musi mi się podobać. A "Dublerka" ma cztery autorki i żadnej z nich wcześniej nie znałam, więc chochlik stwierdził, że będzie milczał... Na całe szczęście moi bliscy nie mają oporów przed kupowaniem kota w worku...


Cztery autorki, cztery główne bohaterki, cztery perspektywy narracji.

Czy to może się udać? W teorii raczej marne szanse. Każdy autor ma swój niepowtarzalny styl i połączenie czterech niezależnych spojrzeń może okazać się samobójstwem. W tym przypadku nawet zbiorowym. Jednak byłam mile zaskoczona. Czytając tę historię miałam wrażenie jakbym układała puzzle. Najpierw ramka - ogólny zarys, połączenie głównych wątków w jeden logiczny ciąg. Później z każdą kolejną rewelacją uzupełniałam obraz. Tylko wiecie, czasami jakiś element upychamy na siłę, bo wydaje się, że pasuje kolorystycznie... A na koniec okazuje się, że trzeba rozebrać pół obrazka i zacząć od nowa. Zaczynałam od nowa wielokrotnie. Kiedy już mi się wydawało, że przejrzałam zamysł, musiałam zrewidować swoje poglądy i zacząć od nowa. Autorki ewidentnie bawią się z czytelnikiem w kotka i myszkę, myląc tropy, lawirując między postaciami i łamiąc schematy.

O co więc tyle hałasu?

Thrillery mają to do siebie, że powinny oddziaływać na emocje, które w tych książkach (moim zdaniem) są nawet ważniejsze od fabuły czy kreacji bohaterów. Mamy czuć niepokój i to nie przez chwilę, ale przez cały czas. A czy coś może wzbudzać większy niepokój niż strach matki o swoje dziecko? Tak. Cztery matki bojące się o swoje dzieci. 

Każda z matek jest inna. Taka oczywistość, która stawia przed czytelnikiem nie lada zadanie. Każda z kobiet ma swoje tajemnice, które w trakcie postępowania fabuły wychodzą na jaw i powodują gęsią skórkę. Bo choć wszystko kręci się wokół tematu córek, to matki są najważniejsze. A matka sprowokowana jest nieobliczalna. 

Wydarzenia następują po sobie w takim tempie, że trudno czasami nadążyć. Ledwie pojawiła się uszkodzona pozytywka, za chwilę ktoś spada ze schodów. Momentami nie wiadomo czy nie wybuchnie jakaś bomba. Wybucha rzecz jasna, na koniec, czyli tam gdzie jej miejsce. 

Dlaczego warto?

Książka jest z tych, które wymuszają refleksję. Na koniec musicie zadać sobie pytanie: jak daleko jesteście w stanie posunąć się, żeby ochronić swoich bliskich. Ile jesteście w stanie zapłacić, a z drugiej strony ile w was wyrachowania i chłodnej kalkulacji...



Tytuł: Dublerka

Autorki: B.A Paris, Clare Mackintosh, Sophie Hannah, Holly Brown

Wydawnictwo Albatros

Strony: 382








Komentarze

Popularne posty