Nie pozwól światłu zgasnąć. Tom 2.

   

    Lubicie szczęśliwe zakończenia? Kto ich nie lubi... Zanim zaleje mnie fala oskarżeń o chorobę dwubiegunową albo inną psychiatryczną przypadłość, chciałam tylko przypomnieć, że to jak odbieracie książki, jak je czytacie jest waszą osobistą historią. Możecie się ze mną zgadzać albo nie (to nawet lepiej, bo literatura powinna zmuszać do refleksji i dyskusji). Fakt jest taki, że emocje są dobre, dopóki nie zmieniają się w agresję. Ale wszyscy doskonale to rozumiemy, prawda? Dlatego dzisiaj będzie o emocjach, pięknych, trudnych i momentami wyczerpujących.

    To co wydarzyło się w drugiej części serii Z muzyką do gwiazd jest dokładnie tym, czego brakowało mi na początku. Żebyście nie zrozumieli mnie źle, nie wycofuję się z tego co napisałam w recenzji pierwszego tomu. Jednak z niemałym zdziwieniem, z każdą stroną drugiej części, popadałam w zachwyt. Tak, dobrze widzicie. Od pierwszej strony ta książka jest tym czego spodziewałam się po warsztacie fabularnym autorki, czyli niczym innym jak dopracowaną w szczegółach, historią dwojga młodych ludzi, których charaktery choć momentami wybuchowe, nadają całej akcji dynamiki. 

    Do tego właśnie przyzwyczaiła mnie Ewa Pirce. Do huraganu roznoszącego myśli. W momencie, w którym opadł kurz i moja świadomość przyswoiła, że to nadal ci sami bohaterowie, którzy okazali się postaciami kompletnymi, mogłam z niekłamaną przyjemnością śledzić ich niełatwe losy. Co to znaczy kompletnymi? Kreowanie postaci to nie tylko nadanie im imienia i puszczenie w świat, to umiejętność takiego doboru opisu tychże, a także stworzenie takich cech charakteru, sposobu mówienia, by czytelnik poczuł, że to nie jest pierwszy lepszy mężczyzna, czy kobieta opisani w pierwszej z brzegu książce. Kiedy sięgniecie po tę historię, zwróćcie uwagę jak główni bohaterowie układają zdania, jakiego słownictwa używają i jak bardzo są w tym różni. Ale różnią ich też charaktery, na tyle, że w pewnym momencie obawiałam się czy wszystko nie wybuchnie. 

    To co najbardziej cenię w twórczości autorki, to podejmowanie trudnych tematów, bo czymże innym jest dorastanie w domu, w którym dziecko nie czuje się bezpiecznie, gdzie jest gnębione i poniżane? To co zawsze mnie urzeka, bo tym razem nie było inaczej, to umiejętność przekuwania potknięć, zawirowań i wszystkich złych emocji w sukces.

    Właśnie, bo miało być o emocjach, a te ewoluują w zawrotnym tempie. Kiedy zestawi się wycofanego introwertyka z porywczą ekstrawertyczką katastrofa wisi w powietrzu. Chyba, że są na tyle dojrzali, żeby nauczyć się od siebie nawzajem, gdzie leży złoty środek. I o tym też jest ta książka. Chciałoby się powiedzieć, że nic nadzwyczajnego. Ale to nieprawda. Nie każdy jest w stanie zdobyć się na poświęcenia i decyzje, które podejmują bohaterowie. W końcu jest to książka o miłości, nie tylko do muzyki.  

    Podsumowując, bo trudno opisać to wszystko, co urzeka nie zdradzając fabuły. Znalazłam wszystko czego potrzebowałam, żeby cieszyć się z kolejnych stron. Cudownych bohaterów, którzy przyciągają swoim charakterem, a co za tym idzie wtłaczają pod skórę ogromne ilości emocji, przede wszystkim tych dobrych. Świetny pomysł na fabułę. I w końcu znalazłam miejsce, w którym wszystkie nagromadzone emocje, znalazły ujście. Cieszę się, że wbrew różnym złośliwościom sięgnęłam po kontynuację Nie pozwól światłu zgasnąć, przez co mogłam się przekonać, że to jest dokładnie to, czego szukałam w pierwszej części. 




Komentarze

Popularne posty